Moment autoryzacji. Dziennikarz kompulsywnie sprawdza skrzynkę pocztową z nadzieją, że wywiad wróci do niego w podobnej formie (już zdążył przekazać naczelnemu, co padło w rozmowie). PR-owca goni czas (6 godzin na autoryzację w dzienniku, 24 w czasopismach). Skoro jest tak dobrze, i w teorii reguły gry są znane – to czemu bywa źle? W zeszłym tygodniu pytaliśmy PR-owców, teraz czas na przedstawicieli mediów.
Laurka dla firmy
„Szanowna Pani. Oceniam, że wywiad po autoryzacji nie ma już wartości merytorycznej”– wiadomość takiej streści pojawiła się na skrzynce pocztowej Aleksandry Ptak, dziennikarki „Rzeczpospolitej”. Jak zaznacza, mimo sporej pracy włożonej w spisanie i redakcję wywiadu, zdecydowała, że nie opublikuje rozmowy, która po zmianie bardziej przypomina „laurkę firmy”.
Co sądzi o autoryzacji? „Jestem jej przeciwna. Uważam, że w Polsce jest fatalnie rozumiana przez PR – jako sposób do wtłoczenia na siłę treści, o jakich podczas rozmowy nikt się nie zająknął i do usunięcia wszystkich atrakcyjnych sformułowań, ostrzejszych stwierdzeń, wszystkiego, co nadaje tekstowi smak. Autoryzacja nie temu ma służyć, tylko poprawie merytorycznej, żeby „Dziadów” nie napisał Słowacki. A nie, jak mi się kiedyś trafiło, by z oceny „Rolnicy to bardzo trudny klient dla banku” zrobić „Rolnicy to najważniejszy i dobry klient banków, darzymy ich ogromnym szacunkiem”.
Specyficzny rodzaj autoryzacji dotyczy wywiadu/komentarza prawniczego ze względu na terminologię.
Szymon Cydzik, dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej: „Wielu prawników żeby wypaść bardziej profesjonalnie, dodaje do wypowiedzi konkretne numery przepisów, pełne nazwy ustaw, albo fachowe pojęcia prawnicze. Oczywiście precyzja jest ważna, ale dla czytelnika bez wykształcenia prawniczego taki tekst jest bardzo ciężki do przeczytania. Trudno też mieścić go w limicie znaków. Zdarza się też że rozmówca wygłasza w rozmowie telefonicznej pewne tezy, z których później w autoryzacji się wycofuje”. Jak ocenia współpracę z agencjami PR? „Uciążliwa bywa wielostopniowość autoryzacji. Zamiast konsultować tekst jedynie z ekspertem, proszą o przesłanie go również do biura prasowego/specjalisty od PR. Czasem też jest on pośrednikiem między dziennikarzem a rozmówcą, co dodatkowo wydłuża cały proces”.
Pressja na zmiany, wywiad pisany na nowo
Zdarza się, że pierwsza wersja materiału znacznie odbiega od tej po poprawkach. Tak było w przypadku pamiętnej rozmowy Daniela Passenta, która ukazała się na łamach „Pressa”. Po tym, jak został najlepszym felietonistą w rankingu miesięcznika, udzielił wywiadu jego redakcji. Passent przesłał autoryzację, ale redaktorzy zadecydowali jednak, że wywiad ukaże się bez niej. Zamiast poprawionych wypowiedzi, pod materiałem dopisano: „Daniel Passent podczas tzw. autoryzacji wprowadził znaczące zmiany, które wypaczały treść i tok rozmowy. Dlatego publikujemy zapis wywiadu bez autoryzacji. Redakcja”.
Grzegorz Kopacz, dziennikarz „Press” i autor wspomnianej rozmowy, przyznaje, że tamten przypadek był odosobniony:„Nie mogłem się zgodzić na pisanie przez felietonistę wywiadu na nowo.”
Zazwyczaj nie jest proszony o autoryzację:
„W tym roku przeprowadził trzy długie wywiady z dziennikarzami: Wojtkiem Staszewskim, Pawłem Wilkowiczem i Andrzejem Andrysiakiem, w których odważnie odpowiadali nie tylko o swoich sukcesach, ale też porażkach, a nawet problemach osobistych, i w żadnym przypadku nie miałem problemów z autoryzacją. Staszewski i Andrysiak nawet nie chcieli wywiadów ze sobą oglądać przed publikacją. Wiedzieli, co powiedzieli i nie chcieli później tego zmieniać. Taka postawa tylko mobilizuje mnie do uważniejszego spisywania wypowiedzi rozmówców, bo zależy mi na zachowaniu ich zaufania”.
Bez nachalnych treści!
Zapytani przez nas dziennikarze są zgodni co do jednego – nadal największym problemem są autoryzacje dokonywane przez PR-owców. Emilia Derewienko, redaktor branżowego portalu „Rynek-Lotniczy.pl”, będący częścią Zespołu Doradców Gospodarczych „TOR” mówi wręcz, że rozmówcy bądź specjaliści ds. PR nagminnie „przerabiają” też swoje wywiady, dodają przy okazji autoryzacji pytania, które nigdy nie padły i dopisują odpowiedzi, których w rozmowie nie było: „Nieraz ma to skutek odwrotny do zamierzonego i tekst o danym przedsiębiorstwie czyta się jak lukrowaną opowieść o idealnej firmie. Czytelnicy nie mają zaufania do nachalnych treści” – konkluduje przy tym.
Grzegorz Kopacz: „Po poprawkach PR-owców często wypowiedzi nie nadają się do publikacji, bo brzmią sztucznie, są wyczyszczone z wszelkich informacji przemycanych nawet między wierszami, na siłę mają wypromować rozmówcę i zawierają tzw. oficjałki. Niektórzy chcą autoryzować nawet wypowiedzi udzielane mailem! Dlatego staram się ich omijać. Rozmawiam z tymi, którzy faktycznie mają coś do powiedzenia” .
Co ciekawe, redaktorzy mają różne doświadczenia z oczekiwaniem na materiał. Jakub Wątor, wieloletni dziennikarz „Gazety Wyborczej”, od niedawna szef redakcji WP Tech nie ma problemu z niedotrzymywaniem terminów przez rozmówców.
„Nie zdarza mi się raczej, by rozmówca nie zdążył zautoryzować wypowiedzi przed dedlajnem papierowym, więc nie muszę sięgać po fortele pt. »a prawo prasowe to mówi, że pan miał czas do wczorajszego wieczoru«. Co do samej treści, to zwykle są to poprawki stylistyczne. Niestety, rozmówcy lubią brzmieć na mądrzejszych i elokwentniejszych, więc zdarza się, że poprawiają wypowiedzi ze stylu luźnej rozmowy na patetyczny i upstrzony w trudne słówka (śmiech). Hipotetycznie, gdybym miał sytuację, że ktoś spóźnił się z autoryzacją, a ja muszę puszczać tekst, prawdopodobnie puściłbym go z adnotacją, że jest niezautoryzowany. Ale przez 9 lat pracy taka sytuacja chyba mi się nie zdarzyła, a przynajmniej nie utkwiła mi w pamięci” – komentuje.
Inaczej sprawę opisuje Emilia Derewienko:
„Prawo sześciogodzinnej autoryzacji wywiadu to fikcja. Niezwykle rzadko spotykam rozmówców, którzy dotrzymaliby tego krótkiego, ale jednak – terminu. Częściej zdarza mi się natomiast czekać, bywa, że i kilka tygodni (!), na autoryzację kilkustronicowego tekstu bądź rozmowy. Brakuje mi w środowisku mediów świadomości tego, że dziennikarz wykonuje swoje zadania pod presją czasu, a moment publikacji rozmowy jest istotny”.
Ostatnią uwagę zapisujemy sobie na listę tematów do zrobienia w ramach magazynu:). Jakie są dobre i złe praktyki w budowaniu relacji z mediami? W tym przypadku też poprosiliśmy dwie strony o komentarze, rezultat poniżej: